Lektury opinii: DEMONY POLITYKI
Gdy czytałem książkę "Anatomia władzy", wywiad-rzekę, jakiego Eryk Mistewicz, specjalista od marketingu politycznego, udzielił Michałowi Karnowskiemu, przypomniała mi się dawna, zapomniana, pochodząca sprzed jakichś 30 lat wypowiedź prof. Artura Sandauera. Ów znakomity, acz kontrowersyjny krytyk literacki stwierdził naówczas, że osiągnął już pozycję pozwalającą mu z każdego, największego nawet grafomana, uczynić literacką gwiazdę i przynajmniej przez rok utrzymywać go na szczytach powodzenia.
Analogiczną tezę można wypreparować z zawartych w "Anatomii władzy" wypowiedzi (a zapewne i osiągnięć) Eryka Mistewicza. Jego zdaniem, o powodzeniu w polityce, o wyborczym zwycięstwie, decydują dziś nie poglądy kandydata, jego koncepcje rozwiązywania najważniejszych spraw publicznych, a raczej umiejętny sposób sprzedania go wyborcom. Obie teorie, obie tezy, dzieli jednak jedna, zasadnicza różnica. Sandauer odwoływał się do swego (niewątpliwego) autorytetu. Miał za sobą poważny dorobek i nazwiska docenionych przezeń niewątpliwych geniuszy, od Gombrowicza począwszy. Mistewicz i jemu podobni odwołują się jedynie do psychologii, w tym psychologii tłumu, pokazując - i w teorii, i w praktyce - proste zabiegi pozwalające na skuteczne manipulowanie opinią publiczną.
Od paru dni wspomnianą opinię absorbuje na przykład problem zorganizowania publicznej debaty kandydatów na urząd prezydenta - ze szczególnym uwzględnieniem wykrętów Bronisława Komorowskiego, który - czując się w takich debatach niepewnie - stara się uniknąć bezpośredniego starcia z przeciwnikami. I trudno się kandydatowi PO dziwić. O wyniku takiej debaty - twierdzi Mistewicz - decydują nie poglądy adwersarzy, nawet nie ich talenty erystyczne. "Pan pracujący w stacji wpinając mu mikrofon pozdrawia polityka od Wandy i od jej córeczki, córeczki, która ma już szesnaście lat. To wystarczy, aby całe tygodnie przygotowań do debaty zetrzeć na proszek. (...) Położyć, rozbić psychologicznie bohatera, sprawić, że przez cały program on sobie przypomina Wandę, Wandę, którą wyparł ze swej pamięci szesnaście lat temu. Wanda ma dziecko? To jego dziecko?" - stwierdza wprost Eryk Mistewicz. I przypomina słynne przedwyborcze starcie Lecha Wałęsy z Aleksandrem Kwaśniewskim, które przyczyniło się do klęski dawnego lidera "Solidarności". Kandydat SLD po wejściu do studia przywitał się ze wszystkim, oprócz swego interlokutora. To wystarczyło by zdenerwować Wałęsę i skłonić go do agresywnej wypowiedzi: "Panu to ja mogę podać nogę, a nie rękę". To zresztą - przypomina Mistewicz - sposób sprawdzony wcześniej we Francji, kiedy to, podczas analogicznej debaty, Francois Mitterand identycznie jak Kwaśniewski Wałęsę, potraktował Valery'ego Giscarda d'Estaign.
Dlatego właśnie takie debaty powinny być starannie przygotowywane, niekoniecznie od strony merytorycznej. Oto kolejny, podany przez Mistewicza, przykład francuski: podczas debaty Segolene Royal z Nicolasem Sarkozy temperatura w telewizyjnym studio wynosiła 23,6 stopnia Celsjusza. To wynik kompromisowy. "Royal chciała, żeby było ciepło, bo ona lepiej wtedy funkcjonuje, ręce nie będą zimne. Natomiast Sarkozy chciał debaty wręcz na lodowcu" - mówi Mistewicz.
Jednak owe manipulacje to - zdaniem Mistewicza - nie jedyny warunek wyborczego sukcesu. Równie ważne są sposoby docierania do wyborców z jasnym, efektownym, wyrazistym przesłaniem. "Dziś przegrywają ci, którzy nie potrafią opowiedzieć w 30 sekund w 140 znakach na Twitterze, o co im chodzi. I to tak opowiedzieć, żeby stało się to wydarzeniem dnia" - mówi Mistewicz, przedstawiając konkretne argumenty na poparcie swej tezy.
W końcu większość ludzi nie ma czasu, by dokładnie śledzić scenę polityczną, analizować programy kandydatów, ich pomysły na temat - chociażby - reformy systemu ochrony zdrowia i skutki ewentualnej komercjalizacji szpitali. "W gęstwinie zalewających ich informacji wyborcy nie są w stanie poświęcać się dla polityków i wsłuchiwać się w ich program, cele, w merytoryczny przekaz. Nie, to politycy muszą zabiegać o uwagę ludzi. A nic nie organizuje uwagi ludzi lepiej, niż dobrze przyrządzona narracja. Budząc się rano, włączając telewizję, radio, sięgając do Internetu, dowiadujemy się, o czym będzie się mówiło tego dnia. O czym będą mówili ludzie w pracy, w metrze, w windzie" - stwierdza Mistewicz. I trudno się z nim nie zgodzić. Stąd - na przykład - popularność Janusza Palikota. Chociaż - z drugiej strony - jasny i prosty komunikat przekazuje od lat Janusz Korwin-Mikke: zmniejszyć podatki. I jakoś, z niezrozumiałych względów, nie może przebić się z tym hasłem do najbardziej - zdawałoby się - zainteresowanych. Podatników.
Sam Mistewicz jako znakomity przykład odpowiednio dobranej i sprzedanej narracji pokazuje Józefa Piłsudskiego i fenomenalny, trwający do dziś, mit, jaki Komendant zbudował wokół swoich legionistów, Pierwszej Kadrowej, Oleandrów. Z drugiej strony - by przejść do przykładów współczesnych - bohater tej książki pokazuje równie fenomenalny sposób, w jaki Platforma Obywatelska wybrnęła z tzw. afery hazardowej, narzucając opozycji, zwłaszcza Prawu i Sprawiedliwości, własne reguły gry. "Walcząc o wiceprzewodniczącego komisji [sejmowej do zbadania afery hazardowej - przyp. red.] PiS przegrał uwagę ludzi. Przegrał decydujące momenty, gdy widzowie przychodzą do teatru na dobry spektakl, a serwuje im się proceduralne przepychanki, niezrozumiałe z ich punktu widzenia. (...) Członkowie komisji z PiS walczyli o prawdziwą politykę myśląc, że jeśli mają wiceprzewodniczącego w komisji, to mają więcej. To nie tak. Stracili czas, stracili decydujące momenty zainteresowania ludzi" - mówi Mistewicz. I w innym miejscu: "PiS przyzwala na to, aby opinia publiczna pogubiła się w chaosie informacji, dotyczących stosunkowo skomplikowanej materii, pojawiły się kwestie wideoloterii, kwestie amerykańskiego G-tech. Nieustannie dochodziły komplikujące sprawę nowe wątki. (...) Tymczasem w akcie pierwszym opery powinniśmy dostać jasno rozpisane tło, wyraźnie nakreślonych bohaterów, np. scenkę na cmentarzu albo w gabinecie premiera, które od razu daje nam pojęcie, kto jest pozytywnym, a kto negatywnym bohaterem opowieści".
W kreślonym przez Mistewicza obrazie współczesnej polityki, czy raczej postpolityki, nie ma miejsca na starcie idei, spór o wartości, rozwiązywanie konkretnych problemów. Polityką rządzą demony, skrzętnie i profesjonalnie wykorzystujące słabości demokracji, zwłaszcza demokracji medialnej. Można się z tym zdaniem nie zgadzać, można walczyć, warto jednak o nim pamiętać wrzucając kartkę do wyborczej urny...
Włodzimierz Jurasz
Michał Karnowski, Eryk Mistewicz "Anatomia władzy", Wydawnictwo Czerwone i Czarne, Warszawa 2010, 301 str.